Góra Dobrzeszowska (Góra Milczenia)
Na obrzeżu najstarszych polskich gór i jednych z najstarszych w Europie, Gór Świętokrzyskich znajduje się niewysokie, odosobnione wzniesienie (367 m n.p.m) – Góra Dobrzeszowska.
Według archeologów i etnografów, znajduje się tu prehistoryczny obiekt kultury materialnej i duchowej (sanktuarium z czasów przedchrześcijańskich). Zdaniem niektórych archeologów obiekt mogli zbudować Wiślanie na około 200 lat przed podbojem tych terenów przez Polan (znalezione fragmenty ceramiki określa się na wczesne średniowiecze – lata 750-950), inni uważają, że to starsze pozostałości, celtyckie albo jeszcze starsze.
„Szczyt otoczony jest przez trzy koncentryczne, kamienne owale o wysokości sięgającej około 2 m. Nawet dziś, mimo iż cała góra porośnięta jest lasem, nie sposób ich przeoczyć.
Według archeolog Eligii Gąssowskiej Góra Dobrzeszowska mogła stanowić zamknięte sanktuarium Słowian, do którego nie każdy miał dostęp.
Wewnętrzny wał obejmujący szczyt góry pełną elipsą to centrum tego niezwykłego miejsca, poza nim wzniesiono kolejne dwa wały o kształtach półksiężyca, które łączą się z pierwszym po zachodniej stronie. Główne wejście do świątyni wiodło od zachodu, stromym podejściem zakończonym schodami wykutymi w skale. Drugie wejście prowadziło z południowego wschodu.
Krańce południowy i północno-zachodni systemu wałów wyznaczają dwie jajowate kamienne stele. W samym środku elipsy górnej leży okrągły centralny kamień, na którym wyżłobiono dwa półksiężyce i słoneczko. Tajemniczy jest układ elementów wewnątrz elipsy. W czterech jej narożach zostały zachowane konstrukcje przypominające groby skrzyniowe. W dwóch zalega węgiel drzewny, zaś we wszystkich znajdują się kamienne stele. Na wschodzie, pod pierwszym wałem znajduje się kamień – przypuszczalnie ofiarny.
Prawdopodobnie główne obrzędy religijne odbywały się we wschodniej części. Świadczy o tym gruba na 3 m warstwa spalenizny złożona z węgla drzewnego i popiołu – czyli setki lat palono ogień w tym miejscu…
Czy było to miejsce święte, święty krąg, święta góra, miejsce spotkań, modlitw bądź składania ofiar? – Wszystko jest możliwe, każda hipoteza prawdopodobna, bowiem nie wiadomo jaki lud zamieszkiwał te tereny w VIII w. n.e. i wcześniej. Nie wiemy czy to byli Wiślanie, Polanie, czy inny lud. Wczesne dzieje tych ziem giną w zapomnieniu. Brak sprawdzalnych źródeł pisanych, a te które cokolwiek wspominają o tej krainie, są mało wiarygodne, bądź bardzo enigmatyczne. Wykopalisk jest niewiele a bliższe informacje o nich nie zostały opublikowane.
Według etnoarcheologa Jarosława Kolczyńskego istnieje znaczne podobieństwo pomiędzy sanktuarium na Górze Dobrzeszowskiej, Łysą Górą i Górą Brocken w Górach Harzu w Niemczech.
Wyniki analizy archeoastronomicznej wskazują, że ogień na Górze Dobrzeszowskiej wzniecano na linii wyznaczającej wschód słońca około 1 maja. Na linii ognisk od strony wschodniej była przerwa w wałach – być może pierwszy promień słońca był sygnałem do rozpalenia ogni.
Na tej samej linii znajduje się Góra Sieniawska i Łysa Góra (Św. Krzyż).
Rytualną funkcję tego obiektu sugeruje brak jakichkolwiek innych śladów obecności ludzi (poza popiołem). Wykopano tylko kilka ułamków ceramiki w warstwie spalenizny. Ludzie przekraczający ongiś granice kamiennych wałów na Górze Dobrzeszowskiej musieli zatem zachowywać się niezmiernie ostrożnie. Nie wolno im było, jak trzeba się domyślać, zakłócić idealnej próżni tego miejsca. Być może wchodzili tam tylko nieliczni wybrańcy.
Datę 1 maja można kojarzyć z kalendarzem celtyckim,
W noc poprzedzającą i w dzień 1 maja Celtowie obchodzili święto boga płodności i słońca – Beli tzw. Beltaine. Rozpalano wtedy m.in. wielkie ogniska, w przeszłości druidzi mieli je rozpalać za pomocą promieni słonecznych.
Ten nowy ogień otwierał lepszą połowę roku: porę ciepła, płodności ziemi i zwierząt.
Ludzie gromadzili się wokół rytualnych ognisk i odpalali od nich nowy ogień, mający tlić się w ich domowych paleniskach przez cały rok. Pomiędzy rozpalonymi ogniskami przepędzano bydło, co miało je chronić przed wszelkimi chorobami i innymi wypadkami. Wreszcie wokół ognisk wirowano w tańcu w kierunku wyznaczonym przez ruch słońca, co miało uruchomić moce życia. To święto było przede wszystkim świętem odnowienia świata i rozpoczynania wszystkiego od nowa.
Wiele z zachowań rytualnych związanych z celtyckim świętem Beltaine ma swoje odpowiedniki, bliższe lub dalsze, w wiosennych tradycjach ludowych w całej Europie. Wyraźnie wyczuwamy puls wspólnych wierzeń bijący gdzieś w indoeuropejskiej przeszłości. Te zachowania niewątpliwie mają korzenie starsze niż Celtowie, ale też warto poważnie wziąć pod uwagę, że w środkowej Europie to właśnie Celtowie i Germanie mogą być źródłem pewnych elementów tradycji rytualnych, zaadaptowanych przez kolejnych indoeuropejskich przybyszów – Słowian, a następnie utrzymujących się w tradycjach ludowych.
Noc z 30 kwietnia na 1 maja w wierzeniach ludowych ludów germańskich uważana jest za niebezpieczną gdyż zaświaty opuszczają wtedy zmarli i rozmaite demony. W tę noc (Noc Walpurgii) czarownice gromadziły się na sabatach, natomiast ludzie chowali się przerażeni po domach – z wyjątkiem tych, którzy spodziewali się wydobyć od zaświatowych istot wróżebne przepowiednie.
W anonimowym kazaniu wielkanocnym z okolic Łysej Góry z pierwszej połowy XVI wieku kaznodzieja potępiał pogańskie obyczaje opisując je jako zgromadzenie się chłopów w ciemnościach nocy, pod gołym niebem. Wszyscy zgromadzeni są bosi i zachowują milczenie. W ciemności i ciszy nasłuchują głosów przybyszów z zaświatów. Cisza trwa w pierwszej części świątecznej nocy.
W drugiej części nocy przeciwnie panuje ostentacyjna radosna wrzawa i tańce.
Na podstawie różnego rodzaju informacji Jarosław Kolczyński podjął próbę opisania rytuałów związanych ze świętą Górą Dobrzeszowską.
Na szczycie góry wyizolowano wielkimi kręgami kamiennymi idealnie puste miejsce, w którym zbierały się nadprzyrodzone moce. Z tego miejsca, z jego granic, rozpalając ogniska dawano znać o wschodzącym słońcu około 1 maja, rozpoczynającym najdoskonalszą porę roku: urodzajne lato. Stąd obserwowano więc kosmos i tu kontakt z bogami, a zapewne też ze zmarłymi przodkami i demonami, był najpełniejszy. Wyizolowany szczyt góry był najprawdopodobniej traktowany jako miejsce w istocie nie należące do „tego” świata. Tuż poniżej, już w strefie o mniejszym potencjale świętości, która rozpraszała się w otaczającym świecie, wokół wznieconych o świcie ognisk z nowym ogniem praktykowano właściwe symbolice mocy życia i płodności hałaśliwe rytuały. Idealna pustka i cisza na szczycie góry zamieniały się poniżej w zgiełk i hałas tłumów.
Wejście w obręb murów niektórych świętych okręgów łączyło się ze złożeniem przysięgi milczenia o wszystkim, co tam można było ujrzeć i o tym, co się tam dzieje.
Podobne rytuały i obyczaje związane były z najkrótszą nocą w roku – nocą sobótkową.
Zanotowano, że jeszcze w XIX wieku w Małopolsce, w tę noc ogień rozpalano „na cztery rogi”, czyli z czterech stron świata. Ogień sobótkowy miał oczyszczać i chronić ludzi, zwierzęta, otaczającą przestrzeń. Przez ognisko lub obok niego przeprowadzano bydło, by uchronić je przed zarazą i pobudzić płodność.
Wejście w obręb murów niektórych świętych okręgów łączyło się ze złożeniem przysięgi milczenia o wszystkim, co tam można było ujrzeć i o tym, co się tam dzieje. Przywołana wcześniej Łysa Góra – to najważniejsza góra związana z dawnymi wierzeniami
Znajduje się tutaj najstarsze polskie sanktuarium Św. Krzyża.
W średniowieczu było to najważniejsze polskie sanktuarium odwiedzane przez tysiące pielgrzymów w tym polskich królów. Sam Władysław Jagieło pielgrzymował aż siedmiokrotnie.
Różne źródła mówią że sanktuarium powstało za czasów bądź w pierwszej połowie XII w. na mocy decyzji króla Bolesława Krzywoustego, bądź też podają że już w 1006 r., za czasów Bolesława Chrobrego.
Zamknięte w tabernakulum fragmenty drewna z krzyża świętego, według legendy podarował klasztorowi węgierski władca, Emeryk, który był w posiadaniu fragmentu świętej relikwii.
XIV – wieczna legenda donosi, że Emerykowi podczas pobytu w Polsce ukazał się anioł, wskazał mu drogę do pobliskiego klasztoru i kazał zostawić w nim święte sacrum. Emeryk tak też uczynił i po dziś dzień co roku Św. Krzyż odwiedza tysiące wiernych.
Przybywający tu wierni mają głębokie przeświadczenie że jest to miejsce wyjątkowe i święte.
Owa wiara w magię tego miejsca sięga czasów prehistorycznych – było to miejsce bardzo ważnym ośrodkiem kulturowym dla mieszkających tu niegdyś Słowian. Pewne świadectwa pogańskich kultów zachowały się do dnia dzisiejszego.
Oprócz kamiennych figur pozostałością po pradawnych mieszkańcach tej ziemi jest niedokończony ,,wał pogański”, otaczający niegdyś szczyt ciągnącym się na długości prawie 2 km, o kształcie spłaszczonej elipsy. Tworzą go potężne głazy piaskowca kwarcytowego. Ich ułożenie wymagało niemało trudu. Powszechnie uważa się, że wały pogańskie pełniły funkcję religijnych kręgów kultowych.Przekraczając granicę Świętokrzyskiego Parku Narodowego od strony Nowej Słupi, po lewej stronie można zobaczyć słynny posąg ,,pielgrzyma”. Pewna legenda tłumaczy, iż kamienna figura posuwa się w stronę szczytu do przodu z prędkością jednego ziarna piasku o rok. Gdy posąg ,,pielgrzyma” sięgnie szczytu, ma nastąpić koniec świata. Tyle mówi legenda, a rzeczywistość wskazuje wyraźnie, że kamienny posąg to nic innego, jak stary pogański kamień kultowy, jaki ówczesne plemiona stawiały licznie w miejscu swoich świątyń. Na identyczne posągi można natknąć się w innym znanym pogańskim miejscu kultu – Ślęży. Zaginione posągi Dziada i Baby z okolic Chęcin – to także prawdopodobnie posągi dawnych bóstw słowiańskich.
W ten sposób odizolowane święte miejsce było miejscem ważnych inicjacji duchowych. Stare zapiski kronikarskie Jana Długosza wskazują, że na Łysej Górze oddawano cześć słowiańskim bogom Śwista, Pośwista i Pogody. Natomiast archeologiczne badania dowodzą, że na szczycie palono rytualne ognie i składano ofiary bogom w podziękowaniu za udane zbiory płodów rolnych.
Wał rozciąga się na linii wschód – zachód. Wszystko wskazuje na to, że pogańskie praktyki na górze zostały nieoczekiwanie przerwane prawdopodobnie za sprawą wydanych dekretów przez Bolesława Chrobrego o zakazie działalności pogańskich kultów. Chrześcijaństwo, które nagle wtargnęło na te ziemie nie było w stanie w tak szybki sposób ,,wygryźć” pogańskich zwyczajów, więc często kamienne kręgi były zastępowane kościelnymi budowlami. Dosyć wymownie świadczą o tym okoliczności powstania sanktuarium na Łysej Górze.
Według radiestetów, niektóre szczyty gór świętokrzyskich emanują bardzo silną energię „ występuje tam wzmożona aktywność geomantyczna Ziemi”.
Wg. nich najsilniejsze oddziaływania występują na Łysej Górze, ale także na górze Grodowej w Tumlinie oraz Górze Perzowej i Górze Dobrzeszowskiej – na naszym terenie.
Poszukując materiałów do niniejszego wydawnictwa, autorzy pytali wielu mieszkańców okolicznych wsi o opowieści i legendy związane z tym miejscem.Góra Dobrzeszowska – to niewielkie wzniesienie koło wsi Dobrzeszów, ale jest takim miejscem koło którego trudno jest przejść obojętnie i zwyczajnie nie ulec – choć na chwilę – jego urokowi.
Oprócz wspomnień o walkach partyzanckich w niedalekiej Gruszce – nie ma żadnych opowieści…
Może przysięga milczenia przetrwała do naszych czasów ?…
Opowieści i legendy o Perzowej Górze
Jest to miejsce kultu biorącego początek w czasach przedchrześcijańskich.Olbrzymie bloki czerwonego piaskowca tworzą szczyt tej góry a pod jednym z najokazalszych głazów znajduje się kapliczka Świętej Rozalii.
Na przestrzeni wieków tutejszy lud szukał tu ochrony przed nieprzyjacielem, przed „ morowym powietrzem i różnymi zarazami”.
Legenda mówi, że niegdyś na Perzowej Górze (która jeszcze nie miała nazwy) pasterz o nazwisku Perz codziennie pasał krowy. Pewnego razu ukazała mu się piękna pani w białej szacie i wręczyła mu wielki klucz. Zapowiedziała, że niebawem szczyt góry się otworzy i z czeluści wyłonią się mury ogromnego klasztoru, a klucz służy do otwarcia głównej furty klasztornej.
– Gdy już otworzysz bramę klasztoru – to zostaniesz jego przeorem – ale nie wolno ci klucza z ręki wypuścić – choćby się nie wiem co działo.
Biała pani znikła i niedługo ziemia zaczęła drżeć, skały na szczycie zaczęły pękać i zaczęły wznosić się mury klasztoru…
Pasterz przez chwilę patrzył jak urzeczony, ale nagle ze szczelin zaczęły wypełzać węże i żmije, zaczął wiać huraganowy wiatr, drzewa łamały się jedno po drugim – pasterz nie wytrzymał – zaczął uciekać…
Zdawało mu się że żmije syczą mu koło głowy, a węże oplatają nogi – uciekał gubiąc buty, potknął się – i wypuścił klucz z rąk…
– Nagle wszystko ucichło, niebo pojaśniało, gady zniknęły – zza chmur wyszło słońce…
Nie od razu pasterz się odwrócił – ale gdy to zrobił , zobaczył na szczycie góry ogromne głazy, jakby fragmenty ścian – ale zamiast świątyni zobaczył tylko ogromne kamienie, które utworzyły grotę.
A oto legenda opowiedziana w drugiej połowie XX wieku przez osoby urodzone jeszcze w wieku XIX.:
„Downo, bardzo downo pastuchy pasły krowy na ty górze. Mówieł mi o tem mój dziod, a jemu mówieł jego dziod, tkóry słysoł od swojego dziada. No i jeden pastuch beł na samy górze w leśsie i rzekomo ukazała mu się jakoś bioło osoba
i mówi mu: Weźnij te kluce, powiado, i cekoj, a stanies się nojwieksem przełozonem nad tem klastorem.
„ I wtedy straśne grzmoty się ozległy, trzaski i jek taki sed bez las, a pastuch zoboceł, jak się ziemia wali, a spod zimi wychodzo jakiesi mury, a dzwony jakiesi jekły straśliwie. Pastuch się zastrachoł, kluce rzucieł i wtedy wsyćko ustało.
A biało postać znikła. Zostało z tyk kaminnyk murów ino Tyla, co dzisiaj widać.”
Dla wielu ludzi do tej pory jest oczywiste, że Perzowa Góra jest miejscem tajemnym i obdarzonym siłami nadprzyrodzonymi.
Miejscowi ludzie twierdzą, że kapliczka na Perzowej Górze pomagała im przetrwać między innymi epidemię (nikt z Huciska ani Kuźniaków nie zachorował).
Na początku władze kościelne były nieprzychylnie nastawione do kultu jakim była darzona kapliczka. Jeszcze w 1820 roku reskryptem biskupa sandomierskiego Adama Burzyńskiego Komisja Rządowa nakazała zamknąć kapliczkę, gdyż uznała, że „ lud bałamuci się tam i odnawia pogańskie praktyki” .
Jednak mimo to do kapliczki dalej przybywały pielgrzymki.
Pielgrzymki nasilały się w czasie epidemii i wojen: na przykład w czasie epidemii w 1850 roku, (wymarły wtedy całe wsie np. Wielebnów) do kapliczki przychodziły całe rzesze ludzi błagając Św. Rozalię o wstawiennictwo i ratunek. Niektórzy całą drogę pod górę przebywali na klęczkach.
W grocie przez pewien czas w 1863 roku krył się sztab oddziału Langiewicza – wyniosłość Perzowej Góry dobrze nadawała się na punkt obserwacyjny – w pogodne dni widać stąd było całą okolicę w promieniu 20 km (szczyty Gór Świętokrzyskich były wówczas gołe – stąd np. nazwa Łysogóry).
W czasie I wojny światowej na zboczu Perzowej Rosjanie ustawili swoje armaty i ostrzeliwali się z Austriakami – ale nie ucierpiał nikt z mieszkańców obu wsi , ani nawet domostwo. Rosjanie grozili, że spalą wioski w czasie wycofywania się – ale tego nie zrobili.
W czasie II wojny światowej Perzową Górę ostrzeliwali najpierw własowcy – dla ćwiczeń celując w szczyt – nie ucierpiała ani kapliczka ani nikt z mieszkańców.
Innym razem Niemcy ostrzeliwali pozycje partyzanckie na Perzowej Górze i w sąsiednich wsiach gdzie też spodziewali się partyzantów – nikt nie ucierpiał a ostrzał został przerwany gdyż obsługa jednego z dział zginęła w wyniku nieoczekiwanego rozerwania się pocisku w lufie w czasie wystrzału.
Obecnie kapliczka Św. Rozalii jest często odwiedzana przez miejscowych i turystów. W szczelinach groty można zauważyć pełno małych karteczek włożonych przez turystów: na karteczkach wypisane są życzenia, modlitwy, marzenia i podziękowania dla Św. Rozalii za spełnienie życzeń. Na stole można znaleźć ołówek i karteczki na których można coś napisać…
Co jakiś czas karteczki ze szczelin znikają – a życzenia się spełniają
Wracając jeszcze do opinii radiestetów, trzeba wspomnieć że wg nich występujące oddziaływania energetyczne na Górze Perzowej, faktycznie mogą mieć duże właściwości uzdrawiające. Zachowane między skałami kamienne schody świadczą, iż tutejsze plemiona słowiańskie inicjowały w tym miejscu rytuały oczyszczenia ciała. Sama skała zaś bardzo przypomina odnajdowane w wielu miejscach diabelskie kamienie. Wiadomo, że kamienie tego typu posiadają wiele właściwości energetycznych i pozostają wielką zagadką dla współczesnej nauki.
W przeciwieństwie do wielu innych „diabelskich kamieni” Perzowski Kamień nad grotą wpisał się w miejscowy folklor dobrym słowem. W kronikach odnotowana jest uzdrawiająca moc tego miejsca… Podobno sam Kazimierz Wielki chronił się tu przed zarazą …
Legendy i opowieści o Pałacu w Podzamczu Piekoszowskim
„Legenda założycielska”
Każdy kto 150 lat temu zobaczył pałac w Podzamczu Piekoszowskim, był zdumiony niesłychanym podobieństwem tej budowli – i Pałacu Biskupów w Kielcach.
Obydwie te budowle różniły się tylko szczegółami snycerskich ozdób, ale miały te same proporcje i te same rozmiary. Budowla posiada pewne cechy budowli obronnych, stąd też czasem nazywana jest zamkiem.
Legenda mówi, że podobieństwo obu budowli bierze się z urażonej dumy wojewody sandomierskiego Jana Aleksandra Tarły. Ten małopolski arystokrata, mecenas sztuki, literat i dyplomata, w czasie uczty u biskupa Jakuba Zadzika, w nowozbudowanym pałacu w Kielcach, zaprosił biskupa w odwiedziny do swoich posiadłości.
Zarozumiały, pełen pychy biskup odmówił słowami: Po chałupach nie jeżdżę.
Na co urażony Tarło zripostował: Zapraszam zatem ekscelencję do siebie do Piekoszowa za dwa lata, do takiego samego pałacu, jaki ekscelencja tu posiadasz.
Tarło mieszkał wówczas w Chełmcach, w obronnym dworze (o którym piszemy w innym miejscu), który chałupą nie był – ale takich wież jak biskupi pałac – nie posiadał. Głęboko urażona duma polskiego szlachcica okazała się w tym przypadku twórcza. Nie żałując sił i środków wojewoda rozpoczął budowę pałacu. Podobno już dwa lata później stanął w Piekoszowie pałac, zbudowany przez tego samego architekta, ściśle według kieleckich wymiarów.
Inna opowieść podaje, że wojewoda Tarło zamierzał się powtórnie ożenić i chciał zaimponować przyszłej małżonce okazałą rezydencją. Rzeczywiście wojewoda lubelski a potem sandomierski Jan Aleksander Tarło w 1653 r ożenił się z księżniczką Anną Czartoryską. Jest to bardzo prawdopodobny powód, a podobieństwo z pałacem biskupów, może byc spowodowane osobą architekta Tomasza Poncini. Tenże architekt był budowniczym Pałacu Biskupów, a Tarło poznał go z całą pewnością wcześniej, w Warszawie, gdzie obaj przebywali przez kilka lat na dworze królewskim. Poncini mógł zatem łatwo adaptować projekt Pałacu Biskupów na potrzeby Jana Aleksandra Tarło…
Podobno pałac kosztował fundatora aż 30 wsi z jego posiadłości.
Ponadto w pobliżu rezydencji Tarło kazał postawić z myślą o żonie niewielki pałacyk otoczony fosą. Miała to być niespodzianka, ale nie dało się tego ukryć do końca. Pałacyk bardzo się żonie podobał, ale wymarzyła sobie że zawiozą ją tam sanie. Nie mogła się już doczekać zimy i kaprysiła jak dziecko…
Kochający i bogaty mąż znalazł sposób by spełnić marzenia żony: drogę do pałacyku nakazał posypać grubą warstwą soli – i szczęśliwa żona mogła saniami, zaprzężonymi w cztery białe konie, po soli niczym po śniegu – zajechać do swojego pałacyku. Był to prezent imieninowy dla Anny Czartoryskiej. Kaprysy przetrwały w pamięci ludzkiej – a drogę do pałacyku nazwano „Solament” – od soli i lamentów.
Dzisiaj pałac i pałacyk na wyspie oddzielają pola uprawne, ale wprawne oko może zauważyć, że rośliny na solnej trasie jakoś inaczej wyglądają. Po dawnym pałacyku na wyspie, zostały tylko nikłe ślady, ale kto cierpliwy – to je odnajdzie …
O zakazanej miłości i … pożarze
Magnacki ród Tarłów dzierżył klucz piekoszowski poprzez rozbiory i epokę napoleońską ale majątek się powoli kurczył uszczuplany przez zapisy spadkowe.
Kiedy opodal na gruntach kupionych od Tarłów, nowy właściciel wybudował w Brynicy dwór i zainteresował się poważnie córką hrabiego z Podzamcza, rodzice dziewczyny nie mieli nic przeciwko temu.
Wkrótce jednak na zamku piekoszowskim rozegrała się tragedia. Dziewczyna zapałała bowiem miłością nie do starającego się o jej rękę dziedzica z Brynicy, lecz do jego … kucharza.
Matka zakochanej nie mogąc znieść tak wielkiej hańby, dostała rozstroju nerwowego, stała się niepoczytalna i nieopatrznie spowodowała pożar, który strawił piętro pałacu…
W 1842 roku zniszczony obiekt nabył sędzia kielecki Kazimierz Sosnowski…
O ukrytych skarbach
Istnieje legenda, że w Podzamczu ukryto złoto konfederatów, którzy sprzeciwiali się rządom Auguta III Sasa.
Adam i Jan Tarłowie planowali obalić władcę i przygotowali pierwszy projekt ustawy, na którym później została oparta Konstytucja III Maja, gromadzili także złoto od swoich sprzymierzeńców na organizację wojska i działania dyplomatyczne. Król dowiedział się o tych planach, co spowodowało, że Adam Tarło został zmuszony ukryć złoto w bezpiecznym miejscu. Miał przekazać je w trakcie obrad sejmu swojemu wujowi Janowi, mieszkającemu w Warszawie.
Dwa dni przed spotkaniem wszedł jednak w konflikt z Kazimierzem Poniatowskim, a w trakcie pojedynku z nim został śmiertelnie pchnięty szpadą przez jego sekundanta. Złota nigdy nie odnaleziono, albo nikt się do tego nie przyznał.
Mury zamku noszą ślady po poszukiwaczach skarbów – jednak nie wydaje się prawdopodobne by hrabia zamurowywał złoto, które za kilka dni mogło być potrzebne. To chyba raczej ślepy trop…
Dwór/Zbór Ariański w Chełmcach
Chełmce – są najstarszą osadą w gminie Strawczyn. Wymieniana źródłach już w 1144 roku (wzmianka o murowanym kościele), nazwę swą wywodzi od kształtu czapy, hełmu – jaki ma góra na której posadowiono kościół (zwana czasem Chełmiecką a czasem Plebańską). Również sąsiednia góra Zachetna (Szachetna) ma taki kształt.
Od 1340 roku Chełmce były już parafią.
Dwór/zbór umiejscowiony jest w środkowej części wsi między wzniesieniem Góry Plebańskiej (z kościołem) a Górą Zachętną (dawniej nazywaną Szachetną). Pierwotny budynek zbudowany został na planie zbliżonym do kwadratu; wywodził się on z tradycji murowanych, późnośredniowiecznych wież obronnych. Był i jest piętrowy, podpiwniczony, nakryty obecnie dachem czterospadowym.
Czasy świetności ma ten obiekt dawno za sobą. Solidne mury przetrwały dwa pożary i liczne przebudowy – jednak dziś trudno się dopatrzeć śladów dawnej urody dworu i bogactwa właścicieli.
Przypuszcza się, że wybudował go w XVI wieku Jakub Sancygniowski, chorąży koronny i starosta szydłowski – od 1540 roku właściciel Chełmiec. Później dobra te należały do Tarnowskich, Kostków, Ostrogskich i wreszcie od 1619 roku do Tarłów.
Tarłowie wkrótce wybudowali pałac w Podzamczu (patrz Legenda) – i dwór w Chełmcach utracił reprezentacyjne znaczenie.
Obiekt nazywany bywa Dworem, Zborem i Kamienicą.
Pochodzenie dwóch z tych nazw jest oczywiste, natomiast określenie „Zbór” ciągle niejasne.
Sala na piętrze jednoprzestrzenna – mogła służyć do wieloosobowych zgromadzeń – ale w jakim celu zwoływanych?
Mogło być kilka powodów nazwania zborem tego obiektu.
Pierwszym powodem mogło być małżeństwo Anny Kostkówny z Aleksandrem Ostrogskim. Mąż Anny wyznawał prawosławie czyli dla tutejszej ludności był innowiercą. Można sądzić, że kapłani potępiali z ambon wszystkie wyznania niekatolickie, kładąc je do jednego wora …
Drugim powodem były wojny szwedzkie. W czasie Potopu Szwedzkiego w latach 1656-1657 stacjonowali w okolicy Szwedzi i ponieśli znaczne straty w bitwie pod Skokami.
Pięćdziesiąt lat później ziemie polskie wielokrotnie przemierzały wojska szwedzkie pod wodzą Karola XII wykorzystując polski konflikt pomiędzy zwolennikami króla Augusta II Sasa i Stanisława Leszczyńskiego („jedni do Sasa drudzy do Lasa”). Po bitwie pod Kliszowem miał tu stacjonować sam Karol XII. Opowiada się że w dworze chełmieckim mieścił się lazaret dla rannych szwedzkich muszkieterów. Jeśli tak było, to Szwedzi – wyznawcy protestantyzmu – mogli mieć tu nabożeństwa protestanckie.
Trzeci powód – to powieść Walerego Przyborowskiego „Arianie” której akcja umiejscowiona jest w dużej mierze w Chełmcach.
Jeszcze obecnie niektórzy mieszkańcy sąsiednich wsi mówią o sąsiadach z Chełmiec – Szwedy.
Dwór był własnością lub gościł w swoich murach wiele znamienitych osób:
1574 – wojewoda Jan Kostka ze Sztemberku, starosta gdański i przewodniczący Komisji Morskiej
1620 – z córką właścicielki Anny Ostrogskiej – Alojzą ożenił się Jan Karol Chodkiewicz – hetman wielki litewski
1650 – wojewoda Jan Aleksander Tarło, dworzanin królewski i poeta
1734 – wojewoda Jan Tarło obrońca Stanisława Leszczyńskiego pod Gdańskiem
1744 – wojewoda Adam Tarło zabity (podstępnie) w pojedynku z Kazimierzem Poniatowskim
1700-1773 Stanisław Konarski – kuzyn Tarłów, reformator oświaty
1794 – oficerowie z Hugonem Kołłątajem po klęsce Powstania Kościuszkowskiego
1830 i 1863 – oddziały powstańcze
1900-1914 Henryk Sienkiewicz
W czasie II wojny światowej – w zaciszu grubych murów ćwiczyli strzelanie partyzanci.
Zabytek niedostępny dla zwiedzających, ale z zewnątrz jest dobrze widoczny. Jest to własność prywatna, budynek okresowo użytkowany.