Poniżej prace nadesłane w lipcu 2016 na konkurs „Opowieści o dawnych czasach” – ogłoszony przez Fundację im. S. Żeromskiego (fundusze UE-FIO 2016) – przez uczennice gm. Strawczyn: Magdę Palacz (15 lat), Natalię Kaletę (15) i Karolinę Berniker (12)

O dobrym zarządcy i skarbach przy Czarnym Stoku

legenda nowa nadesłana na konkurs przez 15-letnią Magdalenę Palacz (lipiec 2016)

W dawnych czasach, o których nie opowiedzą nam nawet nasi pradziadkowie, istniała piękna, malownicza wioska, należąca do dobrego zarządcy – Jędrzeja Gorka. Gospodarz starał się – co było wówczas rzadkością – by mieszkańcom żyło się jak najlepiej, służył im radą, pieniędzmi, zapasami żywności i doskonale ich rozumiał.

Właściciele okolicznych osad z zazdrością patrzyli, jak prężnie rozwijała się wioska u stóp wzniesienia, nazwanego już wówczas Baranią Górą. Poczciwy Gorek cieszył się tym, jak postępowały sprawy w jego ukochanej miejscowości. Satysfakcję dawały mu długie rozmowy i dość bliskie stosunki z mieszkańcami, którzy wiedzieli, że nie muszą traktować go jako wyższego od siebie. Jednak jego myśli były zajęte mimo wszystko wrogo nastawionymi okolicznymi zarządcami. Wiadomo było, że zawistni sąsiedzi nie przyjdą z pomocą w razie ewentualnej napaści. Trzeba nam wiedzieć, że nie była ona wcale fantazją wiodącego sielankowe życie Jędrzeja Gorka. Była realnym zagrożeniem stwarzanym przez żyjących w nieprzebytych puszczach Oblęgów. Ci okrutni półdzicy grabieżcy mogli wyrządzić mnóstwo szkód, obrabować mieszkańców, pozbawić ich dóbr, plonów, a w najgorszym razie nawet życia. Tymczasem coraz głośniej mówiono o napadach na pojedyncze osoby w całych Górach Świętokrzyskich. Rozeszła się również wieść zbawienna dla zatroskanego Jędrzeja Gorka, że Oblęgowie jedynie rabują cenne przedmioty, nie wyrządzają natomiast żadnych szkód ludziom. Dziedzic chwycił się więc tej ostatniej deski ratunku. Odnalazł stary, długo nieużywany kufer, do którego wrzucił to, co chciał uchronić przed dostaniem się w ręce Oblęgów. Tym sposobem skrzynia się zapełniła, a Gorek wraz z synem i kilkoma chłopami udali się na niebezpieczną wyprawę w poszukiwaniu dogodnego miejsca, by zakopać skarby. Po powrocie opowiadali, że szczęśliwym zrządzeniem ich bogów, udało im się uniknąć napadu wrogów, a to co najcenniejszego każdy miał, ukryli starannie w pobliżu młodego dębu na Górze Sieniawskiej, w promieniu dwudziestu pięciu metrów od źródełka nazywanego przez okoliczną ludność Czarnym Stokiem. Wybrali tak charakterystyczne miejsce, aby później łatwo było je odnaleźć. Każdy z mieszkańców musiał przyrzec, że bez zgody i wiedzy pozostałych nie uda się na wyprawę w poszukiwaniu skarbu, bądź – co najgorsze – nie odkopie go.

Kilka dni później, rankiem, z początku wioski zaczęły dobiegać krzyki i lament. Oblęgowie wkroczyli do osady i przeszukując każdy dom, niszczyli cokolwiek stanęło im na drodze. Prymitywnymi narzędziami ścinali nawet gałęzie długowiecznych drzew, które poruszane przez lekki podmuch wiatru, muskały ich potężne, opalone ramiona. Zgodnie jednak z krążącymi opowieściami, nikomu nie odebrali życia, a nie znalazłszy upragnionych łupów, zażądali dwóch pięknych, kasztanowych koni stojących blisko wejścia do kamiennej twierdzy zarządcy. Te dwa wspaniałe zwierzęta mogły się równać ze znacznym majątkiem, więc niechętnie, ale oddano im wierzchowce.

W tym momencie sprawy zaczęły przybierać zdecydowanie niepomyślny obrót. Udało się wprawdzie ochronić majątki przed grabieżcami, ale Jędrzej Gorek nie posiadał już koni i nie miał dużej nadziei na znalezienie kufra. Zabrał jednak syna oraz tych, którzy towarzyszyli im przy zakopywaniu skrzyni i poszli, zdając sobie sprawę, że tęskne spojrzenia rzucane przez nich w stronę malowniczej wioski, będą najprawdopodobniej ostatnim z nią spotkaniem. Nie mylili się. Po tygodniu bezsensownej wędrówki, kiedy już wiele razy zabłądzili i byli wycieńczeni, postanowili odpocząć. Usiedli pod ogromnym drzewem i rozpakowali resztki jedzenia. Po posiłku zasnęli, a podczas snu zostali rozszarpani przez zamieszkujące nieprzebyte lasy wilki.

Mieszkańcy wioski stracili nadzieję na odzyskanie majątków, ale nie zapomnieli, jak dobrym gospodarzem był Jędrzej Gorek. Postanowili uczcić jego pamięć, nadając wiosce nazwę Oblęgorek, od ludu, który ich napadł i nazwiska ofiarnego zarządcy.

Po okolicy rozeszła się natomiast wieść o skarbach ukrytych w Suchedniowsko–Oblęgorskich lasach. Wielu śmiałków liczyło na szczęście, kopiąc wokół przypadkowych młodych dębów. Wiele lat trwały poszukiwania, a w późniejszych czasach zaczęto nawet używać wykrywaczy metalu. Tym sposobem znaleziono chyba wszystkie podkowy, pierścienie i inne drobiazgi gubione na przestrzeni lat. Ci, którym udało się odnaleźć właściwe miejsce, byli ludźmi złymi, skarby chcieli zachować dla siebie, toteż kiedy ich łopata uderzyła o skrzynię, a w głowach zrodziła się radość, ukazał im się rycerz na białym koniu. Wystraszyli się i rzucili narzędzia, gdy usłyszeli jak mówił, że te skarby wykopie tylko osoba, która nie zachowa ich dla siebie, lecz uczyni z nich pożytek dla mieszkańców Oblęgorka.

Później mówiono, że ów rycerz do złudzenia przypominał Wołodyjowskiego, a jego pojawienie się było przejawem troski o Oblęgorek późniejszego właściciela – twórcy tej postaci – Henryka Sienkiewicza.

Legenda o Perzowej Górze - miejscu pełnym tajemniczej magii

nowa wersja legendy nadesłana przez Natalię Kaletę (15)

Porośnięta sędziwym drzewostanem jodeł, buków, jaworów i dębów Perzowa Góra stanowi rezerwat przyrody wyniesiony 395 m.n.p.m. i otoczony trzema wsiami: z południa Huciskiem, z północy Wiązową, a z zachodu Kuźniakami. Na szczycie wzniesienia znajduje się skalna kapliczka św. Rozalii powstała z olbrzymich bloków czerwonego piaskowca. Skąd wzięła się nazwa góry i dlaczego akurat św. Rozalia została w tym miejscu uhonorowana?

Wszystko zaczęło się już dawno, dawno temu, w średniowieczu, gdy lasy były gęste, spowite mrokiem, pełne tajemniczości i dzikiej zwierzyny. To wtedy pastuch krów o imieniu Perz pasał swój dobytek w borach na owej górze. Był to zwykły, prosty, strachliwy wieśniak z pobliskiej wsi Kuźniaki. Pewnego popołudnia, gdy pełzające mgły oplotły całe wzgórze, pastuchowi ukazała się piękna, niewieścia postać w bieli. Wręczyła mu klucze, oznajmiając, że otworzy nimi wrota klasztoru, który zaraz tam powstanie, a Perz zostanie jego najwyższym przełożonym, jeśli tylko wykaże się odwagą. Kobieta znikła, a ziemia zaczęła dudnić, z nieba sypały się pioruny, uderzając o skały z wielkim hukiem. Te, odrywając się, spadały w dół. Z powstałych szczelin z wielkim sykiem zaczęły wyłazić wszelakiej maści gady. W tym samym czasie z góry wyłaniały się potężne mury budowli. Na nic zdały się prośby niewiasty, by chłop pod żadnym pozorem nie wypuszczał kluczy z dłoni. Pastuch, myśląc, że to jakaś czarcia magia, nie tylko zgubił darowiznę, ale uciekł w popłochu zaraz za przestraszonym bydłem. Wtem wszystko ucichło, a świat zastygł. Gmach nie został skończony, a po wynurzającej się budowli pozostały jedynie wielkie kamienne bloki, które nazwano ,,Bożym domkiem”. Tutejszy lud udzielił w nim gościny świętej Rozalii, która miała za zadanie strzec go przed ,,powietrzem, głodem, ogniem i wojną”. Była to właściwa patronka, gdyż już za młodu wybrała życie pustelnicze w górskiej jaskini Palermo, a kiedy po śmierci świętej, owe miasto nawiedziła ciężka zaraza, dziewczyna ukazała się pewnej kobiecie, nakazując, aby ludzie zanieśli jej szczątki w uroczystej procesji do miasta. Kiedy to uczynili, pomór ustąpił. Atrybutami świętej zostały grota, trupia czaszka oraz wieniec róż, które widoczne są na obrazie umieszczonym w kapliczce. Natomiast drzewa otaczające kapliczkę do dziś płaczą – skrzypią nad zgubionym kluczem. Legenda głosi, że gdy jakiś śmiałek odnajdzie zgubę i włoży w szczelinę między skałami, ziemia znów zadrży, a klasztor wyłoni się dwa razy większy oraz piękniejszy.

Tak jak i Palermo, Hucisko oraz Kuźniaki również były strzeżone przez św. Rozalię przed straszliwymi choróbskami. Dlatego, gdy król Kazimierz Wielki – syn Władysława Łokietka i Jadwigi Bolesławówny, o którym się mówiło ,,zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”, dowiedział się, jakie dziwne rzeczy dzieją się na ziemi kieleckiej, osobiście przybył modlić się o ochronę przed ,,morowym powietrzem” i ,,różnymi zarazami”. Król szukał tu duchowego i fizycznego wzmocnienia na odporność ,,paskudztwu” wywołanemu przez wybuch epidemii dżumy w zachodniej Europie. W późniejszych wiekach Perzowa Góra także nie zawiodła swymi nadziemskimi mocami. Kiedy w II połowie XIX wieku na skutek zarazy wymierały prawie całe wsie, gdzie przykładem jest Wielebnów, rzesze ludzi na klęczkach pokonywały leśną drogę, by prosić świętą o stawiennictwo i ratunek. Natomiast w Hucisku – miejscowości, w której leży kapliczka, nikt nie zachorował ani nie umarł podczas epidemii. Mieszkańcy do tej pory są wdzięczni św. Rozalii za zasługi, dlatego ciągle troszczą się o wygląd swego ,,Bożego domku”, dbając o czystość i stale przynosząc bukiety świeżych czerwonych róż – symbol ich wybawicielki.

„Skąd się wzięły Kuźniaki?”

praca nadesłana na konkurs przez Karolinę Berniker (12)

Jak niektórym wiadomo z rozmaitych podań i legend, dawni Polanie, a w szczególności ci z Gór Świętokrzyskich wierzyli w przeróżnych bogów, głównym (przypuszczalnie) i najstarszym z nich był Triglav.

Pewnego dnia w lesie wybuchł przerażający pożar. Dziewanna – bogini zwierząt, przyrody i młodości – zwołała zebranie mieszkańców lasu. Trzeba było prosić ludzi o pomoc. Otóż bogowie wiedzieli, że ów pożar jest sprawką Jej Czarnego Majestatu – Królowej Ciemności.

Ostatnimi czasy, pod nieobecność Triglava zło wydostało się na zewnątrz. Wkrótce odbyła się główna narada. Zeszły się wszystkie magiczne stworzenia – wróżki, rusałki, chochliki, elfy, driady, nimfy, czarodzieje, mantikory, najady, satyry, ogry, a przede wszystkim smoki. Złotymi opiekowała się Łada – bogini wojny. Srebrne i spiżowe należały do Wołosa – władcy magii, klątwy, przysięgi, zaświatów i raju. Niebieskimi i białymi miał dowodzić Chors – bóg Księżyca. Zielone natomiast były pod władaniem Strzyboga odpowiadającego za pogodę i klimat.

Niedługo później rozpoczęto przygotowania do wojny. Ale… skąd wziąć broń, ludzi? Przecież, ktoś musi stać na czele oddziałów. I wtedy Łada wraz z Dziewanną udały się z prośbą o pomoc do pobliskiej osady. Boginie podarowały mieszkańcom w zamian za dobry uczynek najcudowniejszą jesień, drzewa i zachody słońca w całym Świętokrzyskim, a wieś natomiast nazwały Kuźniakami od ogromu zasług kuźni, które tam powstały. Kiedy już posiadały tyle broni ile im było potrzeba i miały ludzi do pomocy udały się na północ aby zmierzyć się z siłami zła. Wygrały wojnę, ale później słuch o nich zaginął.

Jakiś czas potem nastało chrześcijaństwo. Ludzie zapomnieli o pradawnych bogach… Pozostały jednak Kuźniaki, cudowna jesień i magia tej przepięknej małej wsi w Górach Świętokrzyskich.

Do dziś zachowały się czczone niegdyś źródełka, głazy, posągi bóstw, a nawet całe kompleksy wznoszone w gajach bądź na wzniesieniach – Łyścu (Świętym Krzyżu), Górze Zamczysko, Górze Grodowej, Górze Witosławskiej oraz Opocznie. Najbliżej Kuźniak ślady dawnych wierzeń pod postacią fragmentów starej ceramiki, kamiennych ruin oraz palenisk odnalezione zostały na Górze Dobrzeszowskiej.