Za wcześnie do trumny…
Pewien samotny wdowiec przed II wojną światową, zasobny gospodarz spod Perzowej Góry, ale zgorzkniały sknera i złośliwiec – dość miał życia i umyślił sobie by się do trumny przymierzyć.
Zamówił trumnę u stolarza na miarę i do stodoły złożył.
Korciło go jednak by się do trumny przymierzyć i sprawdzić czy na miarę zrobiona – ale nie o długość mu chodziło, tylko mu się zdawało że za płytka jest i brzuch mu się nie zmieści. Nie umiał sprawdzić bez pomocy więc poprosił sąsiada.
Co więcej poprosił sąsiada by wieko lekko gwoździami przybił – aby próba była pełna. A było to letnie niedzielne przedpołudnie, jeszcze przed żniwami.
Sąsiad przyszedł, posłuchał, popatrzył – a potem popukał się w czoło i odmówił pomocy w mierzeniu trumny.
Już ty Pana Boga nie pospieszaj – rzekł – a jak przyjdzie twój czas to trumna uwierać cię nie będzie …
I po tych słowach odszedł …
– Nadeszło południe, dzwon w Grzymałkowie na sumę zapraszał – a tu nagle zza Perzowej Góry chmura czarna wyszła, słońce zakryła i piorun strzelił – prosto w stodołę. Ulewny deszcz uratował wieś przed rozszerzeniem się pożaru – ale stodoła, jeszcze pusta (bo przed żniwami), ale z trumną – spłonęła doszczętnie.
Uznali to wszyscy za znak od Boga, że wdowiec ma żyć jeszcze i coś dobrego uczynić.
Jakoż niedługo czasu upłynęło, jak wdowiec chłopca sierotę wziął do siebie na wychowanie i wiele lat żył jeszcze – dożywając późnego wieku u boku przybranego syna i jego rodziny.